BAZA oczami dziecka
Nastał nowy dzień. Milenka obudziła się z szerokim uśmiechem na buzi. To dziś. W końcu zobaczy, jak wygląda BAZA u Cioci Kloci. Tyle o niej słyszała. Dzieci w przedszkolu opowiadały o wydarzeniach, opisywały wystrój, zabawki oraz drewniany małpi gaj. Milenka uwielbiała zapach drzewa. U dziadka na wsi zawsze wchodziła do szopy, w której suszyły się drewienka do zimowego kominka, aby głęboko wciągać ten aromat.
– Mamo! – zawołała. – Mamo! Wstawaj, bo się spóźnimy! – Milenka była niecierpliwa. Chciała już, już wychodzić. Przecież nie może przyjść jak już inne dzieci tam będą. Chciała sama wszystko jako pierwsza zobaczyć, dotknąć, powąchać.
– Mamo! – ponagliła dziewczynka. – Ile mogę czekać? – niecierpliwiła się coraz bardziej.
Po chwili, która wydawała się godzinami, wyszły z domu. Spacer dłużył się przeokropnie. Milenka ciągnęła mamę za rękę, podskakując. Wydawało jej się, że specjalnie idzie tak wolno. A ona przecież tak bardzo się spieszyła.
Po paru minutach zobaczyły neon z napisem Baza u Cioci Kloci. Dziewczynka pisnęła z radości. Delikatne światło i ogromne szklane drzwi, niczym zaczarowana brama, wprowadzały w nieznany świat. Delikatny słodki zapach czekolady zachęcał do wejścia. W pierwszej chwili Milenka się wystraszyła, że BAZA jest w remoncie. Zobaczyła cegły i dziury, wyglądające jakby ktoś młotkiem specjalnie uderzał w ścianę.
– Dziwne – pomyślała. – Czy nie powinno być tu kolorowo, np. różowo? Spojrzała na mamę, której oczy świeciły się jak światełka na choince. Uśmiechała się, widząc ten wystrój.
– Mamo, czemu tu jest tak remontowo? – zapytała Milenka. – Dlaczego nie ma kolorów na ścianach?
– To wystrój industrialny, kochanie – odpowiedziała mama. – Spokojny klimat, specjalnie dla rodziców.
– Acha. Przynajmniej jak ktoś pochlapie ściany soczkiem, to nie będzie widać – powiedziała z rozbrajającym uśmiechem dziewczynka. Następnie powiesiła kurtkę i ściągnęła buciki, nie zwracając uwagi na to, że stoi na środku kawiarni. Czuła się swobodnie i pomyślała, że może tu więcej niż w domu. Wzrok mamy mówił jednak co innego. Wzięła więc trampki i zaniosła na półeczkę, która wyglądała jak ta w domu. Odwróciła się. Dopiero teraz zauważyła kolejne drzwi. Próbowała odczytać napis, ale jedyne co potrafiła, to literki S K A. Domyśliła się, że chodzi o skarpetki, bo taka naklejka była obok.
Kolory, które do niej wołały za drzwiami, były oszałamiające. Ulubiony, zielony, był na podłodze, na drewnianej konstrukcji, nawet niektóre zabawki były zielone. Sięgnęła rączką do klamki. Zawahała się. A co, jeśli wnętrze jej się jednak nie spodoba? Albo nie będzie umiała wejść na górę bazy? A zabawki nie będą takie, jak sobie wyobrażała? Lub ktoś będzie chciał się z nią bawić, a ona się wystraszy? Mama zauważyła niepewność córeczki.
– Jestem obok. Jeśli będziesz mnie potrzebować lub się przytulić, przyjdź – uściskała ją mocno i pchnęła szklane drzwi do zabawkowego świata.
Milenka niepewnie postawiła pierwszy krok. Tu jest jak w bajce – pomyślała. Dywan był taki miękki. Zapach nowości unosił się w powietrzu. Wszystko wydawało się takie delikatne. Żadnych ostrych kątów, niebezpiecznych rzeczy, zakazanych przez mamę przedmiotów. – Chciałabym tu zostać cały dzień – pomyślała Milenka.
Podeszła niepewnie do małej komody, na której zauważyła domek dla lalek lub małych figurek. Obok stał pastelowy dźwig w towarzystwie narzędzi do remontu – młotka, piły i śrubokrętu. Oczywiście wszystko drewniane, czyli bezpieczne. – W końcu będę mogła udawać, że buduję dom – ucieszyła się. W mieszkaniu rodzice nie pozwalali jej bawić się gwoździami. A ona uwielbiała naśladować budowlańców.
Ciszę przerwał krzyk innej dziewczynki. Widać było, że niecierpliwiła się tak samo jak Milenka przed chwilą i chciała od razu wejść do zaczarowanej bazy, nie zdejmując nawet bucików. Protest mamy wywołał w niej tak ogromny gniew, że tylko wrzask mógł pokazać, jak bardzo jest zła. Zobaczyła jednak kogoś w środku i głupio jej się zrobiło, widząc, że ta nie ma na stopach butów. Zdjęła więc swoje i powoli weszła.
Nowa koleżanka z zachwytem oglądała wszystko dookoła. Nigdy nie widziała tylu drewnianych i tak ciekawych zabawek. A małpi gaj to był dla niej prawdziwy… raj. Nieśmiało popatrzyła na Milenkę i wyciągnęła do niej rączkę.
– Jestem Zosia. Pójdziemy razem na górę? – zapytała. Trochę się zaniepokoiła, czy nowa koleżanka będzie chciała się od razu bawić, ale Milenka uśmiechnęła się i razem ruszyły na podbój BAZY. Odważnie weszły na pierwszy poziom. Chciały przejść dalej, ale wystraszyła je siatka.
– Boje się – powiedziała Zosia. Czuła, że nóżki jej drżą. Jeszcze nigdy nie była tak wysoko nad ziemią. Pod siatką wszystko było widać. Jeśli nie da rady? Jeśli ręka się zaplącze? Kogo ma zawołać do pomocy? Wstydziła się własnego strachu.
– Wiesz co, Zosia? Ja też się boję, ale mama mówiła, że wszystko jest bezpieczne i przygotowane tak, że nikt nie zrobi sobie krzywdy. A mama przecież zawsze mówi prawdę, co nie? – Milenka samą siebie chciała przekonać, że nie ma potrzeby się zatrzymywać, tylko dziarsko przejść na drugą stronę.
– Chodź. Razem damy radę! – złapała koleżankę za rączkę i krok po kroku, a raczej kolanko po kolanku, poraczkowały na drugą stronę.
– Udało się! – wykrzyknęły razem, aż mamy zajrzały zobaczyć, co też dziewczyny osiągnęły. Ale nie było ich nigdzie widać. Schowały się w kolejnym przejściu i chichotały zadowolone, że nikt ich nie widzi.
Kilkanaście razy przeszły po drewnianej konstrukcji. Gdy się zmęczyły, zeszły na mięciutki dywan, zastanawiając się, co dalej. Były zmęczone, ale szczęśliwe. Milenka zauważyła, że poznanie kogoś nowego może dać dużo radości. Zazwyczaj unikała kontaktu z nowymi dziećmi. A tu, proszę. Po chwili znajomości taka fajna zabawa!
– Chodź. Zobaczymy, co jest z drugiej strony – zaproponowała.
Poszły do kącika. Ile tu było ciekawych rzeczy! Książeczki leżały poukładane na drewnianej półce a naprzeciwko… ogromna kuchnia do zabawy. Razem z pralką, piekarnikiem i wszystkim przedmiotami kuchennymi. Od razu chciały się bawić, ale usłyszały, że ktoś wchodzi. Nieśmiało wyjrzały i zobaczyły uśmiechniętego chłopczyka.
– Cześć! Jestem Mateusz – powiedział odważnie nowy kolega. – W co się bawimy?
O! On na pewno nie problemu z nowymi dziećmi – pomyślała Milenka.
– Idziemy do kuchni gotować obiad. Idziesz z nami? – zapytała nieśmiało Zosia.
– Jasne! Uwielbiam gotowanie. Z rodzicami często coś robię w kuchni – zadowolony podszedł do dziewczynek i od razu wszystko wyciągał z szafek.
Zabawa trwała w najlepsze, gdy do BAZY weszły mamy.
– Trzeba powoli kończyć. Musimy wracać do domu – powiedziały równocześnie.
Jęk w głosach dzieci był bardzo dosadny. Nikt nie chciał ruszyć się z miejsca. Przecież jeszcze nie obejrzeli wszystkiego! To niesprawiedliwe – pomyślała Milenka. Dopiero co przyszli.
Mamy były nieubłagane. Jednocześnie obiecały, że w najbliższym czasie zdzwonią się na kolejne spotkanie. Nie tylko dzieci się polubiły. One też znalazły wspólny język i obiecały, że niedługo znowu się zobaczą. Oczywiście w BAZIE u Cioci Kloci.